To znowu ja, Wasze Złotko! Tak właśnie zaczynałem swoje filmiki, które miały na celu zachęcić Was do wzięcia udziału w 9. edycji Biegu Po Oddech. Biegu, który już za nami.
Pogoda w tym roku dopisała – słońce rozświetlało nam trasę, nie dając szansy deszczowi, który rok temu mocno dał się we znaki. Nie da się ukryć, że Zakopane bywa kapryśne pod względem warunków atmosferycznych. Na szczęście tym razem natura była dla nas łaskawa. W dodatku frekwencja była imponująca – na starcie pojawiły się aż 684 osoby! To naprawdę niesamowite, zwłaszcza gdy pomyśli się o tym, że każdy z nas biegnie z inną motywacją, a mimo to wszyscy mamy wspólny cel. Niezależnie od tego, czy ktoś startował z myślą o nowej życiówce, czy po prostu dla czystej radości biegu, wszyscy mieliśmy w sercu tę samą ideę: pomóc tym, którzy tego potrzebują.
Jaki był ten tegoroczny bieg? No cóż, jak co roku, to pięć kilometrów po ulicach Zakopanego, z Giewontem w tle. Jeśli ktoś nie biegł nigdy z takim krajobrazem wokół, to nie sposób tego opisać – góry, które wydają się niemal na wyciągnięcie ręki, potrafią dodać sił nawet w najtrudniejszych momentach. W dodatku mniej więcej połowę trasy stanowi kompleks skoczni narciarskich, które majestatycznie wznoszą się nad miastem. Widok tych skoczni zawsze przypomina mi o wyjątkowej tradycji sportowej, którą ma to miejsce. Trasa? W teorii wygląda prosto – wbiegasz pod skocznię, robisz nawrotkę i potem już tylko z górki do mety, gdzie czekają pamiątkowe medale. Ale, jak to zwykle bywa, teoria teorią, a praktyka praktyką… W rzeczywistości trasa biegu nie jest aż taka łatwa, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Ulice Grunwaldzka i Piłsudskiego, którymi biegnie się przez większość dystansu, pną się w górę, a ich nachylenie daje naprawdę popalić. Jest takie wrażenie, jakby cały bieg miał składać się z samych podbiegów! Te kilometry potrafią solidnie zmęczyć, zwłaszcza gdy człowiek nie do końca jest gotowy na takie wyzwanie. Ale jest w tym pewna magia – biegniemy przez serce Zakopanego, a każdy krok to okazja, by cieszyć się niesamowitą atmosferą tego miejsca. Kiedy na horyzoncie pojawiają się skocznie narciarskie, w głowie zaczyna grać nowa melodia – to moment, kiedy człowiek łapie motywację. Przecież to już połowa dystansu. Stragany z zakopiańskimi pamiątkami, uśmiechnięci kibice na poboczu i świadomość, że do mety już coraz bliżej, działają jak energetyczny zastrzyk. Ale czy zbieganie z górki naprawdę jest prostsze? No cóż, pewnie każdy biegacz ma na ten temat swoją teorię. Moje doświadczenie – po pięciu startach w tym biegu – mówi mi, że zbiegi są równie wymagające, co podbiegi. Z jednej strony, wydaje się, że biegnie się szybciej, ale z drugiej, kontrolowanie tempa i nie dawanie się ponieść prędkości to sztuka sama w sobie. W tegorocznym biegu zdecydowałem się na bardziej rekreacyjne tempo. Dzięki temu mogłem cieszyć się biegiem w pełni, nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. To była okazja, by pogawędzić z mijanymi znajomymi (a częściej to oni mijali mnie), zatrzymać się na chwilę w głowie i podziwiać piękno otaczającej przyrody.
Zakopane jak zawsze robiło wrażenie, a ja chłonąłem każdą chwilę. Oczywiście, jak to bywa, nie obeszło się bez zadyszki, zmęczenia i bólu stóp, ale kiedy na horyzoncie zobaczyłem ostatni zakręt przed metą, wiedziałem, że już prawie jestem na finiszu. Ten moment, gdy człowiek zbliża się do mety, jest jedyny w swoim rodzaju – wszystkie trudy znikają, a pojawia się euforia i poczucie satysfakcji. Jeszcze tylko ten krótki, ale wyczerpujący podbieg po bruku – jedyny moment, kiedy asfalt zamienia się w coś bardziej wymagającego dla zmęczonych nóg – i już! Meta! Uczucie radości i satysfakcji, że kolejny raz udało się dotrzeć do końca, jest nie do opisania. A w głowie oczywiście już mocne postanowienie poprawy, że za rok będzie lepiej, szybciej – bo przecież zawsze można poprawić czas, prawda? Czasem człowiek obiecuje sobie więcej, niż może zrealizować, ale to właśnie ta ambicja trzyma nas w ruchu.
Tuż za linią mety czekały na nas pamiątkowe medale. Kolejka po posiłek regeneracyjny i wodę była dość długa – sporo nas było! Ale to tylko kolejna okazja, żeby spotkać się ze znajomymi, wymienić wrażenia z biegu, porównać czasy, pośmiać się i podzielić planami na przyszły rok. Atmosfera była świetna, jak zawsze. W takich momentach czuje się tę sportową wspólnotę – to nie jest zwykły bieg, to coś więcej. Każdy z nas miał swoje cele, ale wszyscy byliśmy tam zjednoczeni w duchu wspólnej zabawy i pomocy.
Po zakończeniu biegu czekaliśmy, aż konferansjer Dawid zacznie wyczytywać nazwiska zwycięzców w różnych kategoriach. Może w przyszłym roku, jak poprawię czas, moje nazwisko pojawi się na liście nagrodzonych? Kto wie? Ambicje są, ale na razie to tylko marzenia. Za rok znów spróbuję – i może wtedy uda się stanąć na podium. Nie można tracić wiary!
Kawka od Santandera, kiermasz, masaże i tatuaże to tylko część z atrakcji w Parku Miejskim w Zakopanem, które uzupełniały tegoroczną edycję biegu. Gratuluję wszystkim uczestnikom – jesteście wielcy! Dziękuję organizatorom – wiem jak trudne i czasochłonne jest przygotowanie tego typu wydarzenia, a zawsze jest „ideollo”. Cała ekipa Towarzystwa, wolontariusze, ciężko byłoby wymienić wszystkich z imienia – szacun za ogrom włożonej pracy. Dziękuję Paulinie Katarzyńskiej za cudowne towarzystwo w trakcie biegu, bo to właśnie z Paulinką pokonałem prawie całą trasę. Motywowała, poganiała, czekała i wspierała, a także obiecała, że za rok będziemy lepsi. Taki mamy plan, ale nie mówcie nikomu. Każdy, kto choć raz brał udział w biegu wie, że to nie tylko kwestia stawienia się na starcie i docelowo na mecie. Za każdym biegiem kryje się historia osobistych wyzwań, treningów, a czasem i zwątpień. Każdy krok, każdy oddech podczas tego biegu miał znaczenie.
9. Bieg Po Oddech był niesamowitym doświadczeniem. To nie tylko sportowa rywalizacja, ale przede wszystkim szlachetna inicjatywa, która łączy ludzi, daje nam powód do ruchu, oraz przypomina, jak ważne jest wsparcie dla innych. Każda edycja tego biegu jest dla mnie zarówno sportowym wyzwaniem, jak i sposobem na refleksję nad tym, co naprawdę się liczy. Nie mogę się doczekać przyszłorocznej – jubileuszowej, 10 edycji – czas poprawić wynik i znów dać z siebie wszystko na trasie!
A Wy? Będziecie ze mną w przyszłym roku, 31 sierpnia w Zakopanem? Biegnijmy po oddech – mukoprzyjaciele!
Wasze Złotko